W poprzednim wpisie pisałem o sytuacji polskiego czytelnika „Narodzin klasy kreatywnej”, który zanim zapoznał się z teorią Richarda Floridy, zdążył już całkiem dobrze poznać krytykę tej teorii. Pisałem również o możliwych nadinterpretacjach koncepcji gospodarki i klasy kreatywnej.

W trakcie dalszej lektury książki zacząłem zadawać sobie pytanie: „Czy Florida pisze o nas?”. Właściwie to są dwa pytania, jedno odnoszące się do „nas” – mieszkańców Polski, drugie do „nas” – ludzi kultury. Na ile obserwacje i wnioski autora można odnieść do polskich realiów? Jaką rolę w teorii klasy kreatywnej odgrywa kultura, rozumiana jako działalność artystyczna?
Krótko mówiąc, na co trzeba wziąć poprawkę czytając Floridę w Polsce w roku 2011 w perspektywy dyskusji o roli kultury w życiu społecznym i gospodarczym? Odpowiadając krócej, na wiele rzeczy. Kilka z nich zasygnalizuję, ale (na razie) nie będę ich głęboko uzasadniał i rozwijał.

Zacznijmy od podstaw. Mocnym stwierdzeniem otwierającym książkę Richarda Floridy jest przywołanie danych, według których ponad 30% z ogółu zatrudnionych w USA należy do klasy kreatywnej. W „rozwiniętych krajach europejskich” od 25 do 30%. Jak dotąd nie odnalazłem polskich danych, które dałoby się bezpośrednio porównać z danymi z USA. Prawdopodobnie nikt jeszcze nie policzył, ile osób należy w Polsce do klasy kreatywnej rozumianej dokładnie w ten sam sposób, w jaki definiuje ją Florida. Jeśli ktoś zna takie dane, z ochotą przyznam się do błędu i poznam te wyliczenia. Jak dotąd z lektury ekspertyzy „Analiza potrzeb i rozwoju przemysłów kreatywnych (creative industries) w Polsce.” i raportu „Znaczenie gospodarcze sektora kultury. Wstęp do analizy problemu.” dowiedziałem się przede wszystkim, że zagadnienie jest bardzo skomplikowane i istnieje wiele definicji „przemysłów kreatywnych”. Cóż, taka rola raportów i ekspertyz.
Na szczęście w raporcie „Znaczenie gospodarcze sektora kultury” pojawia się próba oszacowania udziału zatrudnionych w „przemysłach kreatywnych” w ogóle zatrudnionych w Polsce. Udział ten wynosi 2,65% (dane z 2008 r.). Nawet biorąc pod uwagę różnice w definiowaniu przemysłów kreatywnych w raporcie i klasy kreatywnej w książce Floridy, a są to dość duże różnice, z zestawienia 30% z 2,65% płynie jedna wskazówka. Należy bardzo ostrożnie podchodzić do przenoszenia wniosków i obserwacji Richarda Floridy na polskie realia. Przypuszczam, że z tym przenoszeniem mogą być pewne kłopoty nawet w odniesieniu do, jak to określa autor, „rozwiniętych krajów europejskich”.

Teoria klasy kreatywnej jest przywoływana często w dyskusjach na temat znaczenia kultury dla rozwoju gospodarczego. Kultury rozumianej jako działalność artystyczna, w tym także sztuka wysoka. Richard Florida wydaje się tutaj przychodzić z mocnymi argumentami na rzecz tezy, że tak rozumiana kultura się liczy, że ma duże znaczenie dla rozwoju miast i rozwoju gospodarki. Rzeczywiście autor wiele miejsca poświęca analizie związków między różnymi przejawami kreatywności, podkreśla rolę życia artystycznego w tworzeniu miejsc przyjaznych klasie kreatywnej. Artyści wchodzą w skład tej klasy. Co więcej należą do jej „Hiper-kreatywnego Rdzenia” (nawiasem mówiąc, inwencja terminologiczna Floridy jest czasami zdumiewająca).
Jednak, gdy przychodzi do opisu stylu życia klasy kreatywnej, czytamy przede wszystkim o inżynierach i informatykach. Gdy określane są twarde wskaźniki dotyczące klasy kreatywnej w kontekście rozwoju gospodarczego, to pojawiają się, między innymi, Wskaźnik Innowacyjności (liczba zarejestrowanych patentów) i Wskaźnik Wysokich Technologii (koncentracja przedsiębiorstw z branży high-tech na danym obszarze).
Tezy Floridy są bardziej rozwinięciem teorii gospodarki opartej na wiedzy niż próbą postawienia kultury (sztuki) w centrum myślenia o rozwoju gospodarki. Jak sam to określa, jego celem jest „wyjaśnienie czynników regionalnego rozwoju gospodarczego”. Kultura jest jednym z tych czynników, teoria klasy kreatywnej nie służy jednak wyjaśnianiu roli kultury w rozwoju gospodarczym.
Rolą artystów jest, według autora, tworzenie odpowiedniego klimatu miejsca, który zachęci klasę kreatywną do osiedlania się tym, a nie innym mieście. Poświęcony jest temu nawet osobny Wskaźnik Bohemy (czy wspominałem już o inwencji terminologicznej autora?). Znamienne, że ten wskaźnik został opisany najkrócej.
Wbrew klasyfikacji przyjętej przez Floridę, odnoszę wrażenie, że w jego teorii artyści faktycznie nie należą do właściwej klasy kreatywnej. Pełną raczej rolę usługową, dostawców doznań i twórczego klimatu. Kultura liczy się o tyle, o ile zapewnia różnorodność społeczną. Życie artystyczne tworzy klimat miejsca. Ten klimat powoduje, że pracują w danym miejscu ci, którzy mają bezpośredni wpływ na rozwój gospodarki. Zachodzi tutaj zależność: kultura – miejsce – gospodarka, nie: kultura – gospodarka. Inaczej jest np. w przypadku zależności: branża high-tech – gospodarka. Naturalnie istnieje bezpośredni wpływ branży kulturalnej na życie gospodarcze, ale przynajmniej w teorii klasy kreatywnej nie odgrywa on znaczącej roli.
Samo rozumienie sztuki/kultury, które pojawia się w tekście, odbiega od tego rozumienia, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Oto mała próbka: „Trudno również uznać Pittsburgh za miasto ze słabo rozwiniętą ofertą kulturalną. Jest to wszak siedziba trzech znanych drużyn sportowych. Pittsburgh ma do zaoferowania bardzo dużo: znane muzea, ośrodki życia kulturalnego, imprezy i festiwale, imponującą sieć parków miejskich, wyjątkową architekturę z epoki przemysłowej oraz doprawdy wspaniałe dzielnice z urokliwymi, a przy tym stosunkowo tanimi domami”. (s. 222) Pozostaje pytanie, co robią drużyny sportowe w pierwszym zdaniu opisu oferty kulturalnej?
Żarty żartami, ale zestawienie aktywnego wypoczynku na świeżym powietrzu, życia nocnego i oferty kulturalnej jest charakterystyczne dla całej książki. Tak naprawdę ma doniosłe konsekwencje dla rozumienia kultury i wcale takiego podejścia nie odrzucam. Przeciwnie, uważam, że jest inspirujące. Otwiera to całkiem nowe wątki, które rozwinę niebawem w osobnym wpisie.

Było sporo o różnicach między sytuacją klasy kreatywnej w USA, a polskimi warunkami. Podsumuję to anegdotycznie. Chociaż opis, który zaraz przytoczę, w książce nie jest podany jako anegdota. Richard Florida chcąc przybliżyć naturę zależności pomiędzy klasą kreatywną, a klasą usługową, powołuje się na przykład własnego życia. Pisze: „Mam ładny dom z ładną kuchnią, ale pomieszczenie to pełni głównie funkcję dekoracyjną – najczęściej jadam na mieście (…). Mój dom jest czysty, ale nie ja go sprzątam – robi to gospodyni. Mam również ogrodnika oraz obsługę basenu (…) Fryzjer, który obcina mi włosy to wzięty, bardzo kreatywny stylista, który jeździ nowiutkim bmw.” (s. 90)

Prawda, że też tak macie, polscy artyści i naukowcy?